wtorek, 29 lipca 2014

Antylitania na czasy ostateczne - Cezary Zbierzchowski "Requiem dla lalek", "Holocaust F"


"Gdy byłem człowiekiem, mówiłem jak człowiek, czułem jak człowiek, myślałem jak człowiek. Kiedy zaś stałem się nieśmiertelnym duchem, wyzbyłem się tego, co ludzkie. Obrazy i myśli przepływają przeze mnie w elektrycznych wyładowaniach, przenikają umysł gęstą informacją i formują go na nowo. Nasycam się nimi jak gąbka, chłonę jak żarłoczny kondensator. I zapisuję wszystko, co widzę: koniec i początek istnienia."
Cezary Zbierzchowski "Holocaust F"

Powiedzmy sobie szczerze - mamy do czynienia z kolejną bardzo ważną postacią na polskim rynku fantastycznym, autorem którego każdą kolejną książkę kupię bez wahania w dniu premiery, bo lektura opowiadań z "Requiem dla Lalek" i debiutanckiej powieści - "Holocaust F" robi bardzo, bardzo mocne wrażenie. Proza Zbierzchowskiego słusznie porównywana jest do Petera Wattsa czy Charlesa Strossa - jest bardzo mocna, wręcz brutalna, ale przy tym niepozbawiona filozoficznych przemyśleń i egzystencjalnego niepokoju. Dodajmy do tego zapożyczone od P.K. Dicka poczucie paranoi ("Czy ten świat na pewno jest tak bardzo realny jak nam się wydaje?", "Czy sterują nami siły nad którymi nie mamy kontroli?") i dostaniemy mieszankę doprawdy wybuchową. W zbiorze "Reqiem..." przekrój opowiadań ogromny - od posępnej, apokaliptycznej w tonie space opery "Smutek Parseków" (homo sapiens to doprawdy straszny gatunek), przez rodzinne dramaty i terroryzm (tytułowe "Requiem...", naprawdę mistrzowski tekst) aż po wojnę ("Garcia") i porażającą metafizykę ("Płonąć od środka"). Doskonale się te teksty czyta, ale trzeba przyznać Zbierzchowskiego że nie oszczędza czytelnika - w opisach wewnętrznego mroku i ludzkiej bezwzględności autor zbliża się miejscami do atmosfery znanej z powieści Cormaca McCarthy'ego, więc bądźcie ostrzeżeni. Nie będzie łatwo, ale na pewno fascynująco.

"Znalazłem w sobie ognistego stwora i ujarzmiłem go, zaprzągłem do najcięższej pracy, aby walczyć z takimi jak ty. Dzięki niemu widzę was wyraźnie, nie muszę błądzić w pajęczynie ludzkich pojęć, nie muszę domyślać się, jaką drogą trzeba podążać, aby wyrwać wasze ścierwo z ludzkich głów. Nie mogę żyć za swoich podopiecznych, ale mogę ich zachęcać do wysiłku, a potem patrzeć, jak zaczynają oddychać świeżym powietrzem i zrzucają z siebie pasożytniczy ciężar." "Cezary Zbierzchowski, "Płonąć od środka"

Nagrodzona Sfinksem 2013 w kategorii Polska Powieść Roku książka "Holocaust F" to spójna i konsekwentna kontynuacja idei zaprezentowanych w zbiorze "Requiem dla Lalek". To bezwzględna i gorzka wizja końca świata jaką zafundowała sobie ludzkość przez naszą zachłanność, brak wszelkich zahamowań w uzależnieniu od nowoczesnych technologii i brak wyobraźni co do tego, w jaką stronę zmierza ewolucja całego naszego gatunku. Wymiana myśli przez interfejsy p2p, wirusy zżerające świadomość, zbuntowane militarne AI, nieśmiertelność dzięki digitalizacji ciał i układów nerwowych, brak granic między tym co realne i wirtualne. Tak w "Czarnych Oceanach" Dukaja czy "Ślepowidzeniu" Wattsa - wizja kierunku jaki wybieramy jako ludzkość jest skrajnie negatywna, to wizja "najczarniejsza z czarnych", czysta odtrutka na optymizm ;). A przy okazji - doskonała saga rodzinna (!), dramat tożsamości w post-ludzkim świecie, kawał porządnego militarnego hard-sf i cyberpunkowy thriller z niesamowitym tempem akcji, mieszanka doprawdy karkołomna. Ale moim zdaniem w tym szaleństwie jego metoda - powieść czyta się jednym tchem, po prostu wgniata w ziemię ideami / wizją / klimatem i ma naprawdę olśniewające, niespodziewane zakończenie. Doskonała fantastyka na miarę XXI wieku. Polecam i czekam na więcej!

Zgrał mi się świetnie ciemny, depresyjny post-metal chłopaków z Blindead z prozą Zbierzchowskiego to polecam jako tło muzyczne. Muzyka równie dobra, twarda i szczera co opisywana powyżej proza.

PS. Trochę naprawdę rewelacyjnej prozy się ostatnio ukazało - "Echopraxia" Wattsa, "Acceptance" Vandermeera, na horyzoncie nowa powieść Gibsona - "The Peripheral". Będzie o czym pisać :).
PS2. News z ostatniej chwili - "Holocaust F" zdobył Nagrodę Literacką im. Jerzego Żuławskiego, gratulacje :) !

piątek, 20 czerwca 2014

Interludium graficzne... Ksiega Nowego Słońca - Alexander Preuss (ilustracje)




Ilustracje autorstwa Alexandra Preussa do "Księgi Nowego Słońca" Gene'a Wolfe. Piękne, mroczne, wspaniale oddające tę niesamowitą atmosferę spowijającą tę wspaniałą lekturę...

Pełne grafiki możecie zobaczyć tutaj:
Cień Kata
Pazur Łagodziciela
Miecz Liktora
Cytadela Autarchy

Te grafiki zdobią ekskluzywne, bibliofilskie wydanie "Księgi Nowego Słońca" wypuszczone na rynek przez Centipede Press, niestety istnieje tylko 100 egzemplarzy kolekcjonerskich...

A przy podziwianiu tych wizji Urth polecam muzykę, która zawsze towarzyszy mi gdy czytam o wędrówce Severiana przez dziwne krainy Gasnącego Słońca...



środa, 28 maja 2014

Mgliste granice rzeczywistości... I zarysy tego co poza nią. "Unicestwienie" ["Annihilation"] i "Authority" - Jeff Vandermeer

"There was a time that the pieces fit, but I watched them fall away
Mildewed and smoldering, strangled by our coveting
I've done the math enough to know the dangers of our second guessing
Doomed to crumble unless we grow, and strengthen our communication
Cold silence has a tendency to atrophy any sense of compassion
Between supposed lovers
Between supposed brothers "

Tool "Schism"

"...the shadows of the abyss are like the petals of a monstrous flower that shall blossom within the skull and expand the mind beyond what any man can bear"
Jeff Vandermeer "Annihilation"

Jeśli szukacie spokojnej lektury, która ma utwierdzić Was w przekonaniu że świat to stabilne miejsce, Wasze zmysły i umysł pozwalają w pełni zrozumieć rzeczywistość, a rozróżnienie między snem a jawą to dziecinnie prosta kwestia - omijajcie szerokim łukiem najnowsze dzieło Jeffa Vandermeera. Są dla Was inne książki. Dla tych którzy chcą wkroczyć w ciemność, która zapada gdy rozum śpi i przeżyć filozoficzny, "milczący terror"* - mistrz Vandermeer zabierze Was w podróż, której długo nie zapomnicie. To jest taka fantastyka i taka realizacja klasycznej idei o wkroczeniu wgłąb "terra incognita", na jaką czeka się często całymi latami. Rzecz po której otrząsam się jak po "Piątej głowie Cerbera" Wolfe, "Ubiku" Dicka, "Vurcie" Noona czy "Ślepowidzeniu" Wattsa - jednym słowem: klasa mistrzowska... Prawdziwa wyprawa do Serca Mroku czy też Jądra Ciemności z silną nutą "metzingerowską" (świadomość to neurologicznie symulowane złudzenie, poczucie realności utrzymuje się tylko dzięki temu, że mózg nas oszukuje - polecam lekturę "Being No One" prof. Thomasa Metzingera lub obejrzenie jego wykładów na Youtube). Jeśli jeszcze zastanawiacie się czy warto przekroczyć Granicę, zwiedzić Latarnię i zejść do Tunelu, będącego dla niektórych Wieżą - czytajcie dalej.

“The map had been the first form of misdirection, for what is a map but a way of emphasizing some things and making other things invisible?” J.V. "Annihilation"

Vandermeer doskonale wie co pisze i to czuć na każdej stronie. Jest w pełni świadomy, że ogrywa klasyczny temat ze wszystkimi jego kliszami - wyprawa w miejsce gdzie zaszło "zdarzenie", wewnętrzne konflikty wewnątrz grupy, groza, poczucie że za chwilę staniemy się świadkami spotkania z czymś co nie daje się łatwo ogarnąć rozumem, wreszcie - jakiś potwór wyskakujący z ciemności. Łatwo to przemienić w banał, ograny i przewidywalny schemat. Na szczęście pułapki kiczu i nudy zostały skutecznie ominięte - Vandermeer perfekcyjnie panuje nad detalami, psychologią postaci, opisem świata i atmosferą, która faktycznie gęstnieje z każdą przeczytaną stroną. I co najważniejsze - "Unicestwienie" ma swój własny, oryginalny ton spotkania z tym co faktycznie Obce. Przez książkę przewija się bardzo ciemny, wręcz nihilistyczny ton mówiący, że stając twarzą w twarz z tym co jest zupełnie odrębne od realności i rozumu, narażamy się na ostateczne poznanie samych siebie, spoglądamy w pracujące mechanizmy naszego umysłu, a to bardzo niebezpieczna i przerażająca wiedza. Jednym słowem - Lovecraft spotyka Lyncha oraz grupę neurokognitywistów i razem pichcą dość wybuchowe danie. Dla mnie wyśmienite :).

"He understood why the biologist liked this part of the world, how you could loose yourself in a hundred ways. How you could even become someone different from who you though you were"
Jeff Vandermeer "Authority"

Drugą częścią "Unicestwienia" jest dostępna na razie tylko po angielsku powieść "Authority". Nierozerwalnie związana z "Unicestwieniem" książka opowiadająca o tajemniczej organizacji odpowiedzialnej za wyprawy do Strefy X. I agencie po przejściach, który trafia do siedziby tej właśnie tajnej organizacji by odpokutować popełnione niegdyś błędy. Jak można się domyśleć - atmosfera i zagadkowość Strefy udziela się wszystkim którzy ją badają lub mają do czynienia z tymi, którzy z niej "wrócili" (choć rzadko można to nazwać prawdziwymi powrotami). Paranoidalna, duszna atmosfera, więcej pytań niż odpowiedzi, nieznośne napięcie panująca w zamkniętej grupie ludzi - Vandermeer znów fantastycznie gra na emocjach czytelnika i z ogromną precyzją prowadzi fabułę, pozwalając powrócić grozie z poprzedniego tomu. Ostrzegam - ta książka miesza w głowie co najmniej równie mocno co "Unicestwienie" i wcale nie pozwala na proste konkluzje. Tajemnica Strefy wciąż pozostaje wielką zagadką. A biedny czytelnik jest skazany na to by wyczekiwać z wielką niecierpliwością trzeciego tomu - "Acceptance", który będzie dostępny na Amazon dokładnie w dniu moich urodzin :D. Przypadek? Nie sądzę :D.

Podsumowując, rzecz niezwykła, doskonale napisana i ogromnie oryginalna. Atmosfera grozy i tajemnicy zbudowana doskonale, gra każdy detal. Do najnowszych książek Vandermeera podchodziłem bardzo nieufnie, a teraz tylko odliczam dni do premiery trzeciej powieści w serii. Banalna z pozoru historia rozrastająca się w opowieść o cieniach naszych umysłów, której nie powstydziłby się Lovecraft lub David Fincher. Nietrudno wyobrazić sobie ekranizację zrobioną właśnie przez kogoś pokroju Finchera czy Nolana - byłaby naprawdę mocna rzecz, ech, pomarzyć zawsze można :). Tymczasem życzę Wam drodzy Czytelnicy wyprawy poza Granicę, która mam nadzieję trochę namiesza w Waszych umysłach. Uważajcie na to światło, które niesiecie w sobie. I pamiętajcie, że cisza też jest rodzajem przemocy. A w trzcinach czai się groza.

Nie potrafię się powstrzymać przed utworem, który dość dobrze oddaje atmosferę obcości panującą w "Annihilation"/"Authority" Vandermeera, miłych snów:



* kto słuchał klasycznych płyt King Crimson - ten wie o czym piszę i co Robert Fripp miał na myśli określając tak swoją muzykę:)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Tam gdzie ulice nie mają nazw, miejsca w których Istnieją Drzwi i stoją zapomniane Księżycowe Labirynty, czyli wędrówki w cieniu płonących słońc - Gene Wolfe "The Land Across", "There are Doors", "Shadows of the New Sun: Stories in Honor of Gene Wolfe"

"Your streets should have names", I told Martya.
"If this street had a name and I called to it, would it come to me?"
Gene Wolfe "The Land Across"

Przyznaję się, nie będę nawet tego ukrywał, ba dokonam nawet czytelniczego coming outu - amerykański autor Gene Wolfe jest pisarzem na tle którego mam lekką obsesję. Może nawet nie taką lekką skoro przeczytałem już praktycznie wszystko co napisał, niektóre pozycje nawet wielokrotnie, a do wielu na pewno powrócę w ciągu najbliższych lat. Nie ma co ukrywać - każda lektura "Pokoju", "Księgi Nowego Słońca", "Żołnierza z Mgły", cyklu "Archipelag", czy "Piątej Głowy Cerbera" ma w sobie posmak metafizyki. To jest literatura dziwna nawet jak na pojemny i zróżnicowany gatunek jakim jest ogólnie pojmowana fantastyka, rzecz z gatunku gęstych, złożonych i trudnych, a Wolfe z wielką sprawnością zastawia na Czytelnika pułapki, jego narracje to istne labirynty, a jego narratorzy kłamią, mają problemy z pamięcią albo źle postrzegają rzeczywistość. Ale to uczucie kiedy po tygodniach, miesiącach a nawet latach wciąż myśli się o tych niesamowitych zdaniach, niejednoznacznych bohaterach, światach w których realność miesza się ze snem - to jest ta potężna siła która pcha mnie z powrotem do prozy Wolfe. Jeśli to ma być nałóg którego nie pozbędę się do końca życia to nie widzę przeciwwskazań. W końcu czytanie Wolfe niczym nie grozi - poza, jak zauważył pewien recenzent, pozbyciem się bezpiecznego poczucia że rzeczywistość jest czymś stałym i stabilnym.

The waves were regular, small and smooth, the water blue and dark with mystery. A bird flew somewhere overhead, weeping endlessly over an imagined sorrow.
Gene Wolfe "The Sea of Memory"

"Shadows of the New Sun: Stories in Honor of Gene Wolfe" to kolekcja na którą czekałem bardzo długo. Jest tym na co każdy fan Wolfe na pewno po cichu liczył - inni Wielcy składają należny hołd mistrzowi narracji i wyobraźni. Rzecz fenomenalna i przebogata, ale dość hermetyczna - najwięcej radości z tego zbioru będą mieli czytelnicy bardzo dobrze znający najważniejsze powieści i opowiadania Wolfe - szczególnie Archipelag ("Wyspa Doktora Śmierci i inne opowiadania" i inne opowiadania z cyklu...), "Księgę Nowego Słońca", Żołnierza z Mgły", "Słoneczny Labirynt", "Piątą Głowę Cerbera". Dla reszty rzecz raczej zbyt trudna i zawiła, nie polecałbym jako początek przygody z iluzoryczną prozą Wolfe. Na mnie największe wrażenie zrobiły teksty Gaimana (cudowny "Księżycowy Labirynt" będący hołdem dla przepięknego, tajemniczego "Słonecznego Labiryntu"), Nancy Kress i Micheala Swanwicka. Ale i teksty mniej znanych mi autorów, takich jak Marc Aramini i Jody Lyn Nye są naprawdę świetne. Całość pokazuje jak bardzo proza Amerykanina wpłynęła na wyobraźnię wielu autorów, jak bardzo jest dla nich osobiście ważna i inspirująca do własnych literackich poszukiwań. O dwóch opowiadaniach samego Mistrza powiem tylko tyle, że dla nich samych warto by było nabyć całą kolekcję - szczególnie drugie z nich "The Sea of Memory" to taki 100% Wolfe - wstrząsający, ale bardzo subtelnie rozegrany tekst sf o śmierci i odchodzeniu. Niesamowite wrażenie robi minimalistyczna narracja i wspaniały język. Taką fantastykę lubię najbardziej - niesamowicie oryginalną, filozoficzną, nie dającą o sobie zapomnieć. Jeśli drogi Czytelniku jesteś już fanem Wolfe, doskonale znasz jego teksty i ich liczne interpretacje, to musisz tę kolekcję mieć, kup teraz, natychmiast, koniecznie. A jeśli jeszcze nim nie jesteś to cóż, warto zostać ("Pokój" i "Księga Nowego Słońca" to świetne pozycje na start) :).

(...) and we walked on silently while the trees made fun of us. Their silence was a lot bigger and a lot older than ours.
Gene Wolfe "The Land Across"

"The Land Across" to taki Wolfe jakiego uwielbiam i do którego chcę wracać. To jest dziwna i pokrętna powieść, z tym nie dającym się podrobić, onirycznym klimatem. Podróż do kraju (bez nazwy, gdzieś na wschodzie Europy) ukrytego przed światem, niewidocznego na mapach. Wędrówki po miastach o ulicach bez nazw (w końcu - czy jak nazwiesz ulicę to czy ona do Ciebie przyjdzie?!), niepojące spotkania z istotą, której nikt poza głównym bohaterem nie widzi. No i naturalnie narrator wobec którego należy stosować raczej ograniczone zaufanie. Książka, którą musiałem przeczytać dwukrotnie by zrozumieć przynajmniej niektóre tajemnice, ale co do kilku mam nadal wątpliwości. Kłamstwa i labirynty, marionetki, czarna magia, mrok, miłość i cudowny styl z jakim to wszystko jest napisane. Są takie książki, których atmosferę czuję się w środku wiele tygodni / miesięcy / lat po przeczytaniu, to jedna z nich. Wiadomo - Wolfe.

“In the universe, there are things that are known, and things that are unknown, and in between, there are doors.” William Blake
"If it weren't for the doors I wouldn' tell you a thing - that would be the best way. You may see one, perhaps more than one, at least for a little while. It will be closed all around.(...). Please read carefully. Please remember everything I'm saying. You must not go through." Gene Wolfe "There are doors"

O tej książce chyba napiszę najmniej. Wciąż nie mogę się z niej otrząsnąć. Jedna lektura to stanowczo za mało. Jest dziwna i nieoczywista nawet na standardy Wolfe. Są w niej Drzwi. Są lalki żyjące własnym życiem. Inny świat, do którego gdy się zabłąka to trudno z niego wrócić. To historia szaleńca szukającego nierealnej miłości. Albo historia człowieka, który padł ofiarą Bogini z innej rzeczywistości, która poluje na mężczyzn jak na owady. Albo jedno i drugie. Narratorowi tradycyjnie trudno ufać, Wolfe ma swoje ulubione chwyty. Ta książka jest tak spokojna, miła i jednoznaczna jak Twin Peaks jest spokojnym, odprężającym miejscem na letni turnus. Jesteście ostrzeżeni. Dobrej zabawy i uważajcie - jak przejdziecie przez Drzwi to zawróćcie, wracajcie po swoich śladach jak najszybciej... Przedziwna lektura, stanowczo dla wielbicieli "Pokoju" i "Piątej Głowy Cerbera" - naprawdę unikalna rzecz, niestety niedostępna w PL.

Na zakończenie piosenka, która ciągle chodziła mi po głowie i wielokrotnie lądowała na playliście podczas lektury "The Land Across" i "There are doors". Piosenka dla syreny :).

poniedziałek, 15 lipca 2013

Bytem post-ludzkim jestem i nic co obce nie jest mi nieludzkie... Kim Stanley Robinson "2312 - A Novel"

I think that science-fiction is the best, most relevant literature of our time Kim Stanley Robinson, wywiad "Living in a Science Fiction World"

You are the creature of the sun. The beauty and terror of it seen from so close can empty your mind, thrust anyone into trance. It's like seeing the face of God, and it is true that the sun powers all living creatures in the solar system, and in that sense is our god. The sight of it can strike thought clean out of your head. People seek it out precisely for that.

Trochę czasu od ostatniej recenzji minęło, będę się tłumaczył pracą, studiami podyplomowymi, generalnym brakiem godzin w 24h i w ogóle, ale i tak wytłumaczenie to kiepskie, więc nie ma co się tym zajmować tylko pora polecić najnowszą książkę Kima Stanleya Robinsona - "2312". Bez dwóch zdań - jest to świetna, naprawdę powalająca, napisana z wielkim rozmachem i zmuszająca do myślenia wysokogatunkowa i wysokokoncepcyjna fantastyka. Stawiam ją mentalnie na półce z najlepszymi współczesnymi osiągnięciami literatury sf - "Diasporą" Egana, "Anathem" Stevensona, "Accelerando" Strossa, "Ślepowidzeniem" Wattsa, "Embassytown" Mieville. O czym opowiada 2312? Dla mnie osobiście to przede wszystkim książka o przekraczaniu granic - nie tylko w sensie przestrzeni (podbój i terraformacja Układu Słonecznego), ale i biologii (modyfikacje ciał i umysłów pozwalające wyjście poza ograniczenia homo sapiens), medycyny (długowieczność!), technologii (AI zyskująca świadomość), ekologii (budowanie nowych światów, próba naprawy błędów przeszłych pokoleń), czy nawet relacji międzyludzkich, sztuki, etyki i filozofii. Robinson autentycznie poszalał (naturalnie w pełni pozytywnym sensie) - wizja ludzkości kolonizującej kolejne księżyce i planety jest nieprawdopodobnie bogata, miejscami szokująca (standardy, zwyczaje, formy życia podlegające ogromnym ewolucyjnym ciśnieniom w świecie gigantycznych przemian), wgniatająca w ziemię efektownymi, bardzo przekonującymi "panoramami" ludzkości (post-ludzkości?) AD 2312 - poruszające się po powierzchni Merkurego miasto, statki-terraria zbudowane z przekształconych asteroid mieszczące w sobie całe światy i ekosystemy (od tych znanych z Ziemi po zupełnie eksperymentalne), kolonie-balony ukryte w chmurach gazowych Jowisza, czy w końcu dotknięta kataklizmami, zniszczona przez ludzką chciwość i bezmyślność Ziemia z miastami zalanymi przez podnoszące wody w oceanach i milionami ludzi żyjącymi w skrajnym ubóstwie, nie mającymi szans na ucieczkę "w górę". Niestety świat w roku 2312, pomimo gigantycznego rozwoju naukowo-cywilizacyjnego, wciąż pełen jest biedy, głodu, konfliktów i skrajnych nierówności społecznych - w tych kwestiach Robinson nie wierzy w cudowną przemianę natury ludzkiej pod wpływem rozwoju technologii.

If you program a purpose into a computer program, does that constitute its will? Does it have a free will, if a programmer programmed its purpose? Is that programming any different from the way we are programmed by our genes and brains? Is a programmed will a servile will? Is human will a servile will? And is not the servile will the home and source of all feelings of defilement, infection, transgression, and rage? could a quantum computer program itself?

Kto czytał poprzednie książki tego autora (np. Trylogię Marsjańską) ten wie, że to pisarz przywiązujący ogromną wagę do szczegółowości i naukowego "realizmu" futurystycznych wizji - od topografii planet i realnych warunków panujących w kosmosie po możliwą ewolucję technologii, kwestie zmian dotykających codziennego życia, polityki, ekologii czy nowych form sztuki. W "2312" ten wręcz pedantyczny world-building nabrał naprawdę oszałamiających wymiarów - wielki plus dla autora za to że na ten gigantyczny świat spojrzeć można z wielu różnych perspektyw (nie zawsze ludzkich - co powiecie na strumień świadomości z "głowy" myślącej maszyny?) - nie wypada też nie docenić fantastycznych postaci - nie ukrywam że po lekturze ciężko jest zapomnieć Swan Er Hong - niepokorną artystkę-biolożkę-anarchistkę której zwichrowana osobowość i głód rozumienia niesamowicie złożonego świata świetnie pasuje do rzeczywistości po Wielkim Przyspieszeniu. O fabule celowo nie piszę, nie chciałbym psuć Wam zabawy - faktycznie rozwija się powoli, ale to dla mnie nie wada - pozwala czytelnikowi poczuć tą niesamowitą atmosferę "inności" zaludnionego Układu Słonecznego, no i jak zawsze u Robinsona obejmuje wielkie tematy - A.I., ekologię, bezwzględną politykę, ludzkie błędy i brak zrozumienia nas samych, ceną jaką trzeba zapłacić za niekontrolowany rozwój technologii i podbój nowych światów. Nie brakuje też czysto (post)ludzkich emocji niezmiennych mimo upływu stuleci. Podsumowując: imponująca tematyka z równie imponującą realizacją, czyli fantastyka najwyższej próby, taka "z górnej półki", słusznie nagrodzona Nebulą 2012 (oklaski!). Klasa mistrzowska. Polecam bez wahania :). (Tak na marginesie - w książce pojawia się piękny smaczek dla wielbicieli Wolfe - statek-miasto Whorl, którego mieszkańcy czekają na Boga Zewnętrznego, mała rzecz a cieszy, szczególnie takich fanów Wolfe jak ja). Książkę tradycyjnie można nabyć na Amazon, na wersję PL trzeba będzie poczekać (ale podobno ma się ukazać, oby!).

Dla zainteresowanych bardzo ciekawy wywiad z Autorem:



I jeszcze utwór, który towarzyszył mi przy lekturze "2312", w moim odczuciu oddający smutek i piękno kosmosu w "2312", genialna kompozycja z odgrzebanej z przeszłości wybitnej płyty Dream Theater "Awake":

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Wspaniałych lektur w 2013 roku :)

A będzie co czytać - na pewno będzie nowa powieść Neila Gaimana o której wydawca pisze następująco:
"The Ocean At The End of the Lane is a novel about memory and magic and survival, about the power of stories and the darkness inside each of us. It began for our narrator forty years ago when he was seven: the lodger stole the family's car and committed suicide in it, stirring up ancient powers best left undisturbed. Creatures from beyond the world are on the loose, and it will take everything our narrator has just to stay alive: there is primal horror here, and a menace unleashed -- within his family, and from the forces that have gathered to destroy it. His only defense is three women, on a ramshackle farm at the end of the lane. The youngest of them claims that her duckpond is an ocean. The oldest can remember the Big Bang. The Ocean at the End of the Lane is a fable that reshapes modern fantasy: moving, terrifying and elegiac -- as pure as a dream, as delicate as a butterfly's wing, as dangerous as a knife in the dark.".

Już się cieszę :)))). Podobno będzie nowa powieść Gene'a Wolfe (oby!), ukaże się też może długo zapowiadany następca "Blindsight" Petera Wattsa, były takie pogłoski. Na polskim rynku mnóstwo pyszności - wydawnictwo MAG planuje wydać m.in. powieść Jeffreya Forda "Portret pani Chabruque" (bardzo chwalona, tak jak jego opowiadania), legendarną powieść "Wurt" Jeffa Noona, "Wake up and dream" Iana Macleoda (a kto nie czytał wydanej już "Pieśni Czasu" - polecam, koniecznie!), będzie też słynne, ale trudno dostępne "House of Leaves" Danielewskiego (rekomendowane ostatnio przed Dukaja) oraz nowa książka Davida Mitchella (którego "Atlas Chmur" polecam wszystkim!). Oby udało się też polskie wydanie "Peace" Wolfe - to jedna z najwspanialszych książek jakie miałem kiedykolwiek okazję czytać. Trzymałbym kciuki też za polską edycję świetnego "Embassytown" Mieville, szkoda że wciąż nie ma bo wielu osobom bym polecił. Dla tych co nie zdążyli w 2012 roku polecam gorąco "Portal zdobiony posągami" Huberatha (bo to jednak Huberath, ten wyjątkowy styl z całą swoją niesamowitą symboliką i stylistyką, mistycznymi tajemnicami i apokaliptycznym klimatem wędrówek po niepokojących zaświatach, dla wielbicieli "Miast pod skałą" - konieczne), "Czarne" Anny Kańtoch (książka wieloznaczna, tajemnicza, piękna i niezwykła, wielkie odkrycie i pełen zachwyt!), no i koniecznie Pana Lodowego Ogrodu (czytam dopiero teraz, po ukazaniu się 4. tomu, wielki wstyd że wcześniej nie znałem, najlepsza seria fantasy w PL od czasu Sapkowskiego IMHO, jedna z najlepszych w ogóle, jest wielka moc).

Życzę wszystkim samych bardzo dobrych lub zachwycających lektur, ciekawych spotkań z autorami, owocnych dyskusji, literackich odkryć w 2013 roku :-)!


P.S. A ciekawe co robią książki Dukaja, Mieville i Huberatha w nocy... O tomach Wolfe nie wspominając, może być groźnie...

niedziela, 30 grudnia 2012

O Dickensie, Londynie i innych demonach - "Drood" Dan Simmons

My name is Wilkie Collins, and my guess, since I plan to delay the publication of this document for at least a century and a quarter beyond the date of my demise, is that you do not recognise my name. Some say that I am a gambling man and those that say so are correct, so my wager with you, Dear Reader, would be that you have neither read nor heard of any of my books or plays. Perhaps you British or American peoples a hundred and twenty-five or so years in my future do not speak English at all. Perhaps you dress like Hottentots, live in gas-lighted caves, travel around in balloons, and communicate by telegraphed thoughts unhindered by any spoken or written language. Dan Simmons, "Drood"

Najdroższy z Czytelników tego bloga,

Wiem, że zastanawiałeś się ostatnio nad lekturą jakiejś wyjątkowej powieści, nad książką która pochłonie Cię bez reszty, przeniesie całą duszą do innego świata a potem pozostawi wyczerpanego i wstrząśniętego. Twierdzisz że takich powieści teraz nie ma, takich narracji obecnie się nie pisze? Z wielką radością powiadamiam Cię że całkowicie się mylisz, a doskonałym przykładem na poparcie mojej tezy jest wielki tom zatytułowany Drood pióra Dana Simmonsa, którego być może znasz z tak interesujących pozycji jak "Hyperion", "Illium", "Song of Kali" lub "Terror". Cóż, drogi Czytelniku, nawet jeśli wymienione powyżej tomy niewiele Ci mówią (a może wręcz przeciwnie - już się z nimi zapoznałeś?) to "Drood" jest wspaniałą okazję by rozpocząć przygodę z prozą Simmonsa lub, jeśli ta proza nie jest obca Twemu literackiemu gustowi - kontynuować wspaniałą podróż z tym wybitnym władcą pióra zza Atlantyku. Gwarantuję, że sięgając po wielki, ponad 800 stronnicowy tom z niepokojącym zarysem londyńskiego dżentelmena na okładce nie przeżyjesz rozczarowania, a wręcz przeciwnie - będziesz tę wyjątkową powieść czytał z wielką fascynacją, często poświęcając późne nocne godziny by dokończyć niejeden rozdział. Taka jest moc wspaniałej prozy, o czym obaj drogi Czytelniku doskonale wiemy poświęcając niezliczone godziny naszego żywota tysiącom zapisanych stron.

His imagination was always more real than the reality of daily life.

Pytasz się mnie o czym "Drood" opowiada, dlaczego właśnie tę pozycję tak zachwalam? To powieść o późnych latach życia wielkiego Charlesa Dickensa, autora wybitnego, którego sława w swoim czasie dorównywała sławie największych współczesnych gwiazd kina lub muzyki, sybaryty, bywalca salonów, ale też bezwzględnego człowieka o niezrównanej woli mocy miażdżącej często ludzi od niego psychicznie słabszych, mniejszych. Tak na marginesie - Dickens podobno faktycznie posiadał w sobie jakąś magnetyczną moc, potrafił bez problemu podporządkowywać sobie innych, kontrolować tłumy słuchaczy podczas publicznych odczytów własnych dzieł. Ale wracając do "Drooda" - ta wspaniała powieść którą być może przeczytasz, Drogi Czytelniku, zaczyna się od tragicznych wydarzeń czerwca 1865 r., gdy Dickens podróżując pociągiem w towarzystwie pewnej młodej damy (ach nie bójmy się użyć tego słowa - kochanki) padł ofiarą tragicznej katastrofy kolejowej, w wyniku której o mało nie stracił życia, ledwo ocalił zdrowe zmysły i napotkał na swojej drodze tajemniczą, demoniczną postać Pana Drooda - złą, ciemną istotę która miała odmienić jego życie na zawsze. Jak mogłeś się Drogi Czyteniku domyśleć - tytuł powieści i sama postać Drooda nawiązują do ostatniej, niedokończonej powieści Dickensa - "The Mystery of Edwin Drood", ale robią to w sposób niebanalny, fascynujący, trzymający w napięciu aż do ostatniej strony. To opowieść o Sztuce, szaleństwie i namiętnościach targających ludźmi tak mocno, że są w stanie krzywdzić i zabijać tych którzy staną na ich drodze.

But, God help me, I loved Charles Dickens. I loved his sudden, infectious laugh and his boyish absurdities and the stories he would tell and the sense—when one was with him—that every moment was important. I hated his genius—that genius which eclipsed me and my work when he was alive, and has eclipsed me more every year that he has been dead, and which—I am certain of this, Faithless Reader—shall eclipse me even more in your unobtainable future.

Niezwykłym konceptem zastosowanym przez Simmonsa jest idea by narratorem powieści był Wilkie Collins - przyjaciel, jak i konkurent sławnego Dickensa, człowiek który jak nikt inny doceniał literacki geniusz Niezrównanego, ale też życie i tworzenie w wiecznym cieniu artysty któremu nie mógł dorównać skazało go na cierpienie i piekielne męki. Co więcej - Collins jako narrator nie wzbudzi Czytelniku Twego zaufania - to obdarzony niepokojącym talentem dekadent i nihilista, nie stroniący od niemoralnego towarzystwa, szukający ukojenia w laudanum, palarniach opium oraz ramionach młodych kochanek. Wilkie Collins jawi się jako człowiek gotowy na pakt z samym Diabłem by zdetronizować Dickensa i zyskać status najwybitniejszego z brytyjskich pisarzy. Do tego obrazu dołóżmy mglisty Londyn drugiej połowy XIX wieku - z literackim życiem i klubami dla dżentelmenów pełnymi rozmów, wielkich emocji, prywatnych wojen, oraz z ciemnymi dzielnicami biedoty, rozpaczy i nędzy, do których tak chętnie zapuszczali się zarówno Dickens jak i Collins, chorobliwie zafascynowani ludzkim upadkiem i złem. No i nie zapominajmy o tytułowym Droodzie - istocie z cieni i ciemności, mającej demoniczny wpływ na losy zarówno Dickensa jak i narratora powieści - Wilkie Collinsa, istocie która sprowadzi ich życie na bardzo niebezpieczne tory prowadzące do tragicznych konsekwencji... Ale więcej Ci Drogi Czytelniku nie powiem, nie chcę zdradzać zbyt dużo by nie naruszać ogromnej przyjemności płynącej z ogromnej pod wszelkimi względami powieści Simmonsa.

ALL RIGHT… Reader. I know that you could not care less for my history or pains or even the fact that I am dying as I labour to write this for you. All you want to hear about is Dickens and Drood, Drood and Dickens. I have been wise to you from the start… Reader. You never cared about my part of this memoir. It was always Dickens and Drood, or Drood and Dickens, which kept you reading.

Od niezwykłych obrazów londyńskiej literackiej socjety i skomplikowanych relacji łączących Dickensa z najbliższymi mu ludźmi, jego fascynacje hipnozą, gnozą i okultyzmem (sic!) aż po gotycką grozę chwil gdy na scenę wkracza tytułowy Drood - Simmons nie pozwoli Ci się znudzić, bo nawet chwile względnego spokoju są tylko preludiami do kolejnych burz i sztormów. To wspaniała powieść, bogata i gęsta, świadectwo wielkiego talentu jak i ogromnej pracy Dana Simmonsa jakie włożył w napisanie każdej strony (warto spojrzeć choćby na obszerną bibliografię obejmującą liczne biografie Dickensa, opracowania jego dzieł, jak i książki o handlu opium czy przestępczości XIX w. Londynu). Najdroższy z Czytelników, jeśli takiej książki szukałeś to zakończ lekturę tego listu, poszukaj "Drooda" w najbliższej księgarni, a potem zatop się w tej wspaniałej i ciemnej powieści by na kilka niezwykłych chwil przenieść się do innego świata, czego Ci ze wszech miar życzę,

Twój oddany na zawsze,
Przesyłający najszczersze wyrazy szacunku i życzliwości,
M.

P.S. A tak na marginesie to wybitny utwór Rachmaninova, który wiernie towarzyszył mi w lekturze najnowszej powieści Simmonsa, doskonale współgrający z tą niezwykłą aurą "Drooda".