piątek, 18 maja 2012

Gorzki poemat o miłości, śmierci i krwi pod burzowym, bezkresnym niebem Południa - "All the pretty horses" Cormac McCarthy

They rode out on the round dais of the earth which alone was dark and no light to it and which carried their figures and bore them up to the swarming stars so that they rode not under them but among them and they road at once jaunty and circumspect, like thieves newly loosed in that dark electric, like young thieves in a glowing orchard, loosely jacketed against the cold and ten thousand worlds for the choosing.

Co musi sprawić, że fan mrocznego cyberpunku, nihilistycznych wizji post-ludzkich i generalnie zaawansowanej, ostro wypalającej neurony fantastyki sięgnie po współczesny western rozgrywający się na granicy USA i Meksyku? To proste - autor, a raczej Autor, bo Cormac McCarthy to absolutny, zupełnie niedościgniony mistrz pióra, którego stylowa proza po prostu pozbawia tchu. Rozgrywająca się współcześnie powieść "All the pretty horses" ("Rącze Konie") to naturalnie coś więcej niż losy trójki młodych ludzi, którzy w poszukiwaniu wrażeń i pracy przekroczyli konno granicę USA i Meksyku. O nie, to niemalże biblijne, apokaliptyczne kazanie o dorastaniu, miłości, karze i śmierci, w którym bezwzględnie surowy i brutalny świat ludzi otoczony jest przyrodą o mistycznym pięknie.

Lastly he said that he had seen the souls of horses and that it was a terrible thing to see. He said that it could be seen under certain circumstances attending the death of a horse because the horse shares a common soul and its separate life only forms it out of all horses and makes it mortal. He said that if a person understood the soul of the horse then he would understand all horses that ever were. (...)Finally he said that among men there was no such communion as among horses and the notion that men can be understood at all was probably an illusion..

Największą siłą tej powieści nie jest jej fabuła, ale sposób w jaki jest opowiedziana - urywane, bardzo realistyczne, "surowe" dialogi, tradycyjnie u McCarthy'ego nie wyróżnione apostrofami z tekstu, nieprawdopodobnie gęsta, ciemna, niemal namacalna atmosfera i opisy świata - wielki prerii USA i Meksyku, które wprowadzają nastrój absolutnie nieziemski, transcendentny. Składniki wydawałoby się proste, ale to ich połączenie niesie ze sobą tę piorunującą, magiczną moc dokładającą to tego zwyczajnego z pozoru westernu "coś więcej", czyniącej z meksykańskiej wyprawy Johna Grady'ego i jego przyjaciela Rawlinsa historię uniwersalną, niesamowicie poruszającą, pozwalającą w pełni uwierzyć w realną, nieokiełznaną moc literatury. Piękna i oniryczna, ale też autentycznie prawdziwa i gorzka, prawdziwe amerykańska powieść. Bezdyskusyjnie warta przeczytania.

There is no one to tell us what might have been. We weep over the might have been, but there is no might have been. There never was. It is supposed to be true that those who do not know history are condemned to repeat it. I dont believe knowing can save us. What is constant in history is greed and foolishness and a love of blood and this is a thing that even God - who knows all that can be known - seems powerless to change.


Krótki wywiad z Autorem, bardzo rzadko pojawiającym w mediach, z okazji wydania rewelacyjnej powieści "The Road" ("Droga").

poniedziałek, 7 maja 2012

Mgliste piękno opowieści i sny o bogach - Gene Wolfe - "Soldier of the Mist", "Soldier of Arete"

... And it struck me then that the sea was the the world, and everything else - the city, the towering crag of limestone, the very ships that floated upon it and the fish that swam in it - was only exceptional, only oddities like the bits of leaf or straw one sees in the globe of amber. I was myself mariner in that sea, a sailor at the mercy of wind and wave, lost in the mists and hearing breakers on the reefs of rocky coast.

Lektura wyjątkowa. Dwie powieści Gene'a Wolfe rozgrywające się w starożytnej Grecji - "Soldier of the Mist" ("Żołnierz z Mgły") i "Soldier of Arete" ("Żołnierz Arete") są naprawdę lekturą wytrawną, niesamowitą, oniryczną i bardzo, bardzo niecodzienną. Bo i Autor wyjątkowy. Każdy kto czytał już mojego bloga pewnie zorientował się, że wobec Wolfe nie potrafię być szczególnie obiektywny. Nawet nie będę próbował, szczególnie że opisywane przeze mnie książki mają dla mnie szczególną historię. "Żołnierz z Mgły" był drugą powieścią Wolfe na jaką się w czasach licealnych natknąłem (pierwsza to naturalnie nieprawdopodobny "Cień Kata") i lektura tej książki pozostawiła mnie w stanie fascynacji, ale też pewnego zagubienia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem z jakim wyzwaniem się próbowałem zmierzyć - Wolfe to mistrz ciemnej literackiej magii, iluzji i labiryntów. Potrafi nieraz okrutnie zabawić się z Czytelnikiem by potem pozostawić go oszołomionego nieprawdopodobnym stylem i atmosferą. Jak to ujął Adam Roberts opisując "Piątą Głowę Cerbera" Wolfe: "... jest w tej powieści coś innego, niecodziennego, czego nie da się uchwycić. Twój umysł po przeczytaniu tej książki padnie jej ofiarą - prostu czysty Wolfe". Nie ukrywam, że kolejną, bardziej "świadomą" lekturę "starożytnych" powieści Wolfe zaczynałem z pewnym niepokojem - czy po tylu latach to dalej będzie takie magiczne, unikatowe przeżycie?

We are but landless men, even the most powerful king. The gods permit us to till their fields, then take our crop. We meet and love, someone build a tomb for us, perhaps. It does not matter - someone else will rob it, and the widns puff away our dust; then we shall be forgotten.

Ponowna lektura obu tomów, tym razem w oryginale, nie była bynajmniej rozczarowaniem. Te książki to cały Wolfe - oniryczna, zarówno poetycka jak i posępnie ciemna opowieść, snuta przez bardzo specyficznego bohatera. Tytułowy żołnierz o imieniu Latro, ranny w bitwie pod Termopilami, cierpi na poważne problemy z pamięcią i zmuszony jest spisywać wydarzenia każdego dnia w postaci pamiętnika. Naturalnie Wolfe twierdzi, że wcale nie jest autorem tej książki, tylko tłumaczem znalezionego w ruinach starożytnego miasta pamiętnika. Ale nie byłby sobą, gdyby twierdził inaczej ;). Latro podróżuje przez starożytny świat by odzyskać utraconą przeszłość, spotyka bogów, demony i umarłych, bierze udział w politycznych intrygach, bitwach i igrzyskach, jest światkiem tragedii i zdarzeń cudownych. Nawet gdy zbuduje Pałac Wyobraźni, by pomóc utrwalić sobie imiona i miejsca, to napotka w nim sfinksa. To co naturalnie wyróżnia powieści Wolfe to styl - Autor bawi się z Czytelnikiem, lubi tajemnice, zagadki i pozostawia wiele przestrzeni na wyobraźnię, filozofuje o życiu i śmierci, o prawdzie, o ludziach i bogach, o realizmie i mistycyzmie. Wielu fragmentów wydarzeń musimy domyślać się wraz z Latro, z opowieści innych, ze strzępów rozmów i wspomnień, które nie zawsze muszą być prawdziwe. Bo prawdziwsze są często sny z Bogami, niż dni w Ich nieobecności.

It is a young man such as I am undertakes the journey of life as on horseback, ever hurrying forward. As he grows older he comes to realize that it is but a pilgrimage to the grave and walks more slowly, looking about him. When he is old he may take up his stylus and begin to write of what he has seen; if so, unlike other men, he is not devoured by the earth in which his body lies when life's journey is done, for though dead he still speaks to the living.

Wolfe czaruje, ale strzeżcie się jego czarów, jest w nich drażniący aromat krwi ofiarnych zwierząt, gryzący dym płonących stosów, niezrozumiałe prawdy zaczadzonych kadzidłem wyroczni, szelest łusek podziemnych bogów łaknących ludzkich dusz. Starożytność którą opisuje Wolfe na pewno nie jest prawdziwa, ale jak twierdzi sam Autor - choć jego bohaterowie czasem kłamią, to jego opowieści przekazuję prawdę. Bo, parafrazując Urszulę Le Guin, prawda jest tylko kwestią wyobraźni. Te książki mają w sobie ten tajemniczy składnik, kamień filozoficzny najwspanialszych opowieści, który nie daje spokoju nawet po skończeniu ostatniej strony. Wolfe to nie autor dla wszystkich, jestem przekonany, że jego styl i specyficzna aura tej prozy nie przekona każdego. Ale tym którzy lubią zagłębić się w ciemną materię snów, wizji , w mroki ludzkiej pamięci nie potrafię polecić lepszego przewodnika.

A tak na marginesie, to istnieje trzeci tom wędrówki latro - "Soldier of Sidon" (nie wydany po polsku). Naturalnie zakolejkowany na liście lektur, ale na razie przerwa w postaci fenomenalnego "Spin" Roberta Charlesa Wilsona. Ale zarówno o "Soldier of Sidon" i o "Spin" więcej w przyszłości :).