czwartek, 11 października 2012

Inżynier machin wyobraźni, mechanik snów, zegarmistrz światów rozkwitających w pamięci, snach i marzeniach - Gene Wolfe "Peace", "The Best of Gene Wolfe: A Definitive Retrospective of His Finest Short Fiction"

"Sitting before my little fire, I know, when the wind blows outside, moaning in the fieldstone chimney I caused to be built for ornament, shrieking in the gutters and the ironwork and the eaves and trim and trellises of the house, that this planet of America, turning round upon itself, stands only at the outside, only at the periphery, only at the edges, of an infinite galaxy, dizzily circling. And that the stars that seem to ride our winds cause them. Sometimes I think to see huge faces bending between those stars to look through my two windows, faces golden and tenuous, touched with pity and wonder; and then I rise from my chair and limp to the flimsy door, and there is nothing", Gene Wolfe, "Peace"

Jak śpiewa Chris Cornell na najnowszej płycie Soundargen – been away too long. Dużo wydarzeń – tych lepszych i tych gorszych – oraz ogólne poczucie życia w biegu nie pozwoliły na odświeżanie neurobloga w takim stopniu i tak często jak tego bym sobie życzył. Ale aktualizacje będą, obiecuję, jeśli w końcu wreszcie uda się ogarnąć rzeczywistość. Na dobry początek znów o autorze, od którego uwolnić się nie mogę (i nie zamierzam), którego prozę im bardziej poznaję tym bardziej rozumiem jak mało dotąd ją rozumiałem. To taki autor "na życie", do którego tekstów z całą pewnością będę wracał przez wiele lat. Chodzi naturalnie o mistrza pułapek, labiryntów i paradoksów – czyli o Gene’a Wolfe. Tutaj pozwolę sobie na małą dygresję – są i były takie powieści które w silnym stopniu przestawiają „zwrotnice myślenia”, pozwalają odkryć niepoznane dotąd, niepomyślane terytoria, powieści które trzeba przeczytać w odpowiedniej chwili i odpowiednim czasie by wszystkie te magiczne mechanizmy literatury i wyobraźni odpowiednio „zaskoczyły”. Taką powieścią był „Władca Pierścieni”, który pozwolił mi odkryć fantastykę jako taką, mistyczna „Diuna” Franka Herberta, absolutnie doskonałe „Solaris” Lema, nieprawdopodobnie złożone „Anathem” Stevensona, hybrydowe wizje „Perdido Street Station” Mieville, neurofilozoficzne „Blindsight” Wattsa czy arystotelejskie „Inne Pieśni” Dukaja (dzięki któremu moje zainteresowanie fantastyką przeżyło wielki renesans), czy ostatnio apokaliptyczne „The Road” McCarthy’ego lub niesamowicie poruszające „The Cloud Atlas” Mitchella (mocne dowody na to że w głównym nurcie, w literaturze współczesnej z najwyższej półki, jest miejsce na tematykę znaną dobrze fanom fantastyki).

"I have sometimes thought that the reason the trees are so quiet in summer is that they are in a sort of ecstasy; it is in winter, when the biologists tell us they sleep, that they are most awake, because the sun is gone and they are addicts without their drug, sleeping restlessly and often waking, walking the dark corridors of forests searching for the sun." Gene Wolfe, "Peace"

„Peace” Wolfe to właśnie powieść z gatunku tych powodujących poważną rewolucję w czytelniczych paradygmatach, zjawisko unikalne i niepowtarzalne, próba oceniania jej na jakichkolwiek skalach nie ma dla mnie żadnego sensu - chyba że kogoś bawi konwersja czystej magii literatury na punkty lub stopnie Celsjusza. "Peace" to niesamowita literacka łamigłówka i paradoks zaszyte mistrzowsko w zwyczajną (z pozoru) opowieść o starym człowieku - Aldenie Denisie Weer - wspominającym swoje dzieciństwo i dorastanie w małym amerykańskim miasteczku, zagubionym pośród wzgórz i lasów. Ale to nie jest to tylko opowieść o przeszłości, ale też opowieść o opowieściach, o tym jak wracając do przeszłości tworzymy całe światy na nowo, przekształcamy wspomnienia i wrażenia pod wpływem chwili obecnej, tego kim jesteśmy teraz lub kim chcemy się stać. Alden Weer, tak jak słusznie zauważył jeden z recenzentów powieści Wolfe, ma wiele wspólnego z innymi postaciami stworzonymi przez tego amerykańskiego autora - Severianem z Księgi Długiego Słońca czy Latro z trylogii Żołnierza Mgły - nie ufa swojej pamięci, ale nie widzi innej drogi do zrozumienia siebie i tej dziwnej pustki w jakiej się znalazł niż wędrówka przez ciemne korytarze i labirynty własnego umysłu, wędrówka przez światy bez map i bezpiecznych ścieżek. "Peace" Wolfe to też mroczna baśń ze zjawami, demonami i historiami o ludziach których ciało przemieniło się kamień, słodko-gorzka opowieść o dzieciństwie spędzonym w rodzinie skrywającej wiele ciemnych sekretów, próba zobaczenia rzeczywistości z perspektywy dziecka - dla którego różnica między realnym i nierealnym nie jest jeszcze tak wyraźna jak w świecie dorosłych.

"(...) walls of those old houses in my mind are like that, rotting and falling, yet at the same time armed with thorns and gay with strange flowers, and bound tighter with the roots of all the living things that have grown there than they ever were with mortar and plaster." Gene Wolfe, "Peace"

Ale jest w "Peace" jeszcze jedna opowieść, ukryta wśród pozostałych, ale też z nich bezpośrednio wynikająca, opowieść którą czytelnik odkrywa dopiero po skończeniu lektury, dzięki której można zrozumieć kim jest naprawdę Alden Weer i docenić mroczny żart Gene'a Wolfe jakim jest takie a nie inne zatytułowanie powieści. Naturalnie tego ostatniego, najważniejszego elementu zdradzać nie zamierzam, odkryjcie to sami. Na marginesie dodam, że nawet jeśli kogoś te zagadki nie interesują, nawet jeśli za fantastyką nie przepada to i tak "Peace" powinien przeczytać z jednego prostego powodu. Ta książka jest po prostu niezwykle pięknie napisana - wyjątkowy styl Wolfe, głębia myśli i niespotykana wrażliwość powodują, że zamykanie "Peace" na półce z prostą etykietą "fantastyka" jest głęboko niesprawiedliwe i ograniczające - to zwyczajnie jest wielka literatura poza wszelkimi gatunkami. (Na marginesie: "Peace" przeczytałem już dwa razy i mimo to dalej pozostaje wobec tej prozy bezradny, zgadzam się z Gaimanem że druga lektura tej książki jest ciemniejsza, mroczniejsza, widać to odbicie w lustrze którego nie dostrzegamy za pierwszym razem. Wolfe to wszystko widział i wie że pewne rzeczy lepiej dostrzega się z dystansu, gdy minie trochę czasu, Wolfe to najwspanialszy z magów.)

"'I don't think you ought to lie to us.' 'Why not? If by chance you become well, you will be released, and if you are released you will have to deal with your society, which will lie to you frequently. Here, where there are so few individuals, I must take the place of society. I have explained that.'" Gene Wolfe, "The Death of Doctor Island"

Przy okazji pisząc o Wolfe nie mogę nie wspomnieć o jego opowiadaniach, po które sięgnąłem po raz pierwszy ostatnio. Zbiór "The Best of Gene Wolfe: A Definitive Retrospective of His Finest Short Fiction" z tekstami wybranymi przez samego autora polecam gorąco, bo tak jak w przypadku wielkich powieści jego krótkie teksty są zjawiskami niezwykłymi, wypełnionymi unikalną wyobraźnią, umiejętnością dotknięcia tego co nienazwane, wielkim talentem do wywołania w czytelniku ogromnych emocji. Wiele z tych historii (w tym legendarny Archipelag, czyli "The Island of Doctor Death", "Death of Doctor Island" i "Death of Island Doctor" - zbiór tekstów który łączy nie tylko permutacja słów w tytule, ale i pewien filozoficzny zamysł) to Wolfe w pigułce - piękne, ciemne, wielowarstwowe narracje z tajemnicami o których czytelnik będzie myślał długo po zamknięciu całego zbioru. Jeśli ktoś swojej przygody z Wolfe jeszcze nie zaczął - świetny start, a dla znających autora tylko z powieści - wspaniałe przeżycie, szczególnie że każdy z tekstów został wzbogacony o posłowie od Wolfe, często równie niesamowite co samo opowiadanie.

A już zupełnie na koniec pewien ciekawy fakt - Gene Wolfe, autor fantastyki dziwnej, tajemniczej i nieoczywistej, koneser literatury światowej, historii Bizancjum, znawca teologii chrześcijańskiej i filozofii, większą część życia spędził jako szanowany inżynier (!) zajmujący się maszynami rolniczymi i spożywczymi (!!), był głównym edytorem pisma "Plant Engineering", a jednym z jego słynnych osiągnięć była maszyna do robienia znanych chipsów - Pringlesów (!!!). Trudno uwierzyć? Wolfe jest po prostu tak paradoksalny i zjawiskowy jak postać z jego własnej książki :).

PS. Dla tych którzy chcieliby przeczytać Wolfe po polsku wspaniała wiadomość - wydawnictwo MAG w ramach serii Uczta Wyobraźni planuje wydać "Peace" (powieść, która nigdy się chyba w naszym kraju nie ukazała). Mam nadzieję, że wznowień doczekają się też inne jego powieści i opowiadania, w tym Księga Nowego Słońca.
PS2. Od Wolfe postaram się chwilę odpocząć, za to na pewno planuję napisać o Johnie Crowleyu i kilku innych ciekawych postaciach :).