środa, 11 lipca 2012

Interludium okołowakacyjne

Chwilowo będzie trochę okołowakacyjnego odpoczynku. Filmowe oczekiwanie na "Prometeusza" Scotta i ostatniego Batmana w reżyserii Nolana. Oby dały radę, odliczanie trwa. W lekturze The Gap Series Donaldsona - space opera ciemna, gęsta, mroczna, ciężka i diabelsko dobrze napisana. S.R. Donaldson pisze jak demon, to ta liga co Swanwick, Wolfe, Mieville - mrok ludzkiej psychiki i mrok kosmosu - będzie co zrecenzować. W planach lektura klasyki - Kroniki Amberu Zelaznego (za mną tego autora: "Lords of Light" i "The Island of Dead" - wspaaaniałe! Zelazny mistrz!) plus "Dark Eden" Becketta i "Aristoi" Waltera Jona Williamsa. No i trzeba wreszcie znaleźć czas na zaległości w dziełach Wolfe ;). No i oby Peter Watts wreszcie skończył zapowiadane "State of Grace". Z wieści muzycznych, ale jakoś tak okołofantastycznych - nadchodzi nowa płyta Dead Can Dance, pierwsza ich nowa płyta od 16 lat... Niesamowite dźwięki, doskonałe w zestawie ze świetną fantastyką (na przykład z... Wolfe :D).


Ponieważ fragmenty ich nowej płyt znikają z netu, to wrzucę absolutną Klasykę...

środa, 4 lipca 2012

Czy androidy śnią o mechanicznych aniołach - cyberpunk teologiczno-filozoficzny? - Chris Beckett - "The Holy Machine"

A young computer scientist is lead the microphone. 'I never meant to suggest that our programs were a rival to a human mind. There were only intended to model certain aspects of...' The preacher roars at him:'Acknowledge your sin, brother, acknowledge your sin! Don't compound it!'.

Bardzo dobry debiut, jedna z ciekawszych książek, jakie ostatnio miałem przyjemność czytać. Historia skrytego, nieśmiałego, niedostosowanego społecznie George'a Simlinga, który zakochuje się w nierealnie pięknej Lucy, mająca miejsce w mieście naukowców i racjonalistów - odciętej od świata Illyrii. Nie byłoby w tym nic specjalnie nadzwyczajnego, gdyby nie fakt że Lucy jest maszyną, a w dodatku sięgając po określenie "Blade Runnerowskie" - modelem rozrywkowym. Co gorsza wbrew zamiarom jej konstruktorów zaczyna kiełkować w jej mechanicznym umyśle świadomość. A świadomość nie jest tym co powinny posiadać mechaniczne kukły, szczególnie te zbudowane by zaspokajać wszelakie potrzeby swoich ludzkich „użytkowników". Kukły tylko nieporadnie symulujące prawdziwe ludzkie zachowania, pozbawione praw i traktowane jak przedmioty – cenne, ale tylko udające żywe istoty, jakościowo różne od „prawdziwego życia”. A wokół Illyrii świat ogarnięty obłąkanym, religijnym fanatyzmem (Reakcją), gdzie dla większości walczących religii maszyny udające ludzi symbolizują wszystko co najgorsze - ingerowanie w Boże prawa i korzystanie z demonicznych, trucicielskich mocy. Świat wcale nie taki nierealistyczny i niemożliwy do wyobrażenia sobie, jeśli posłucha się mądrości głoszonych przez niektórych, współczesnych "duszpaszterzy". Dodajmy do tego uzależniającą, narkotyczną wirtualną rzeczywistość, jeszcze bardziej "prawdziwą" i "intensywną" od realnego świata, ekonomiczny wyzysk i brutalną politykę. Piorunująca mieszanka.

When this one makes remark to subject, this one self-refers as 'I','Me'. Supplementary observation: When subject makes remark to this one, subject refers to this one as 'Lucy'. I.Me.Lucy. I.Me.Lucy.

Efekt - bardzo, bardzo wciągająca historia, w której klasyczne motywy z dziedziny filozofii umysłu (czy świadomość może "pojawić się" jeśli zostaną spełnione odpowiednie "warunki brzegowe"? czy myśląca, samoświadoma maszyna może być traktowana jak człowiek? czy symulacja uczuć jest tym samym co uczucia? czy są jakieś powody, dla których symulacja rzeczywistości jest lepsza/gorsza od "autentycznej" rzeczywistości?) z wyczuciem połączone są z dość przygnębiającą wizją przyszłości nękanej przez demony wszechobecnego kryzysu, nacjonalizmu, ksenofobii, wojen, terroryzmu. Do tego wcale nieoczywista, daleka od jedno-wymiarowości i banalnych wniosków dyskusja o rolach religii, etyki, moralności w cyfrowym, rozpędzonym świecie (tak na marginesie - to właśnie religia bardzo fascynuje myślące maszyny, szukające w mistycyzmie sensu swojej egzystencji). Beckett pokazuje też, jak bardzo podobne mogą być do siebie różne formy myślenia fanatycznego, radykalnego - mimo różnych "treści" (naukowych, religijnych) ich konstrukcje są zawsze podobne, oparte na lęku przed wszystkim co inne, burzące "oczywisty", "jedyny słuszny" obraz otaczającego świata.

Mnóstwo w zasadzie klasycznych motywów (wiadomo - P.K. Dick i zbuntowane androidy, F.Herbert i religijna nienawiść do myślących maszyn, Gibsonowskie narkotyzowanie się wirtualem, staczająca się w regres cywilizacja obecna choćby u Stephensona, Orwellowska kontrola nad prawdą), ale sprawność i świadomość z jaką Beckett łączy je w bardzo spójną całość naprawdę zasługuje na szacunek. Dodatkowe plusy za przekonujących bohaterów, świetny styl i bardzo dobre zakończenie. Polecam bez żadnego wahania - lektura przeczytana jednym tchem i kolejny autor dodany do listy wartych uwagi. A sam jestem bardzo ciekaw drugiej powieści Chrisa Becketta - "Dark Eden". Recenzje na Amazonie bardzo pozytywne, obiecuję przetestować empirycznie :).
A tak na marginesie - moim zdaniem „The Holy Machine” to książka z dużym potencjałem "ekranizacyjnym", ciekawe czy jakiś Scott czy inny Nolan kiedyś się nią zainteresują. Oby.

Oczywiste skojarzenie muzyczne - androidy, miłość i chyba najlepsza piosenka Bjork - "All is full of love":