wtorek, 14 lutego 2012

Demoniczny, parowy i psychologiczny, czyli "za garść cennych tajemnic" - "The Half-made world" Felix Gilman

They were racing across white salt flats that gleamed like a mirror; running like a black line across new paper; smoke tumbling from them like spilled ink (...), the world becoming crude, wild, unnamed, only half-made - closer and closer to that nameless Western Sea where, they said, unformed land became fog and wild water and fire and night .

Najnowszą powieść Gilmana jest rewelacyjna, czyta się ją jednym tchem, a sądząc po zapowiedziach autor powinien się na swoim pomyśle wywrócić. Mogę się mylić, ale łączenie fantastyki z westernem kończy się na ogół bardzo, bardzo źle - powstają koszmaro-hybrydy w rodzaju "Kowboje vs. Obcy" albo "Wild wild west", słowem kicze, tandety i niewypały, o których żal wspominać. Doskonały na tym tle "Iron Council" Mieville jest niestety chyba tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę ;). Gilman sprytnie ominął pułapkę "zderzania" całej wizji, estetyki i mitologii Dzikiego Zachodu z nieprzystającymi, obcymi elementami - po prostu bardzo inteligentnie przestawił kilka parametrów, pokombinował przy mechanizmach rzeczywistości. Westernowa scenografia Gilmana wyraźnie czerpie wzorce zarówno z amerykańskiej tradycji, jak i z psychodelicznej fantastyki Wolfe, dekadenckich dziwów VanderMeera, onirycznego mieszania w materii a'la Mieville. Na tym skrzywionym, ale przekonująco realnym Dzikim Zachodzie pionierzy budujący nowy świat wciągnięci są w krwawą walkę o władzę między wyjętymi spod prawa anarchistami, których dusze spętały żywiące się przemocą demony [The Gun], a trupiobladymi sługusami Parowych Silników [The Line], diabelskich parowozów narzucających swoją żelazną wolę przy pomocy wojny, przemysłu i brutalnej pacyfikacji wszelkiego sprzeciwu. Dorzućmy do tego nową, raczkującą naukę o umyśle i psychice - psychologię, krwawo tłumioną próbę budowania demokracji, bardzo tajemniczych, zawieszonych między światem żywych i umarłych autochtonów oraz kilka garści ciemności i mroku z anty-westernów Cormaca McCarthy'ego i powstaje naprawdę smaczne danie. Udała się Gilmanowi galeria postaci - jest wśród nich schizofreniczny rewolwerowiec Creedmor, sadomasochistyczny konduktor Lowry, uzależniona od opium empirystka Dr. Lysvet Alverhuysen, są idealistyczni generałowie, nawiedzeni kaznodzieje, zapijaczeni bandyci, oszalałe ofiary Parowych Silników, niewinne ofiary przetaczającej się przez Zachód Historii. Podoba mi się, że Gilman niewiele wyjaśnia, nie próbuje na siłę racjonalizować swojego onirycznego świata - po prostu nienawidzący ludzkości, zatruwający dymem, hałasem i toksynami świat parowóz "Glorianna" jest tu tak oczywistym elementem świata jak Nazghul w tolkienowskim Mordorze, a empiryczna nauka funkcjonuje obok absolutnie realnych, ciemnych, niebezpiecznych żywiołów z którymi komunikują się pierwotni mieszkańcy gilmanowskich krain, Ludzie ze Wzgórz.
Zaskakująca fantastyka, bardzo oryginalna dekonstrukcja/rekonstrukcja mitów Dzikiego Zachodu, a przy tym świetna powieść drogi i mimo całego bagażu (pozytywnie) dziwacznych idei - bardzo dobry western. Felixie Gilmanie - podążaj tą drogą :)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz