środa, 14 marca 2012

Ogrody pozaziemskich rozkoszy, labirynty światów wewnętrznych, planety magii i fałszywych tożsamości, czyli mistrzowie Wolfe i Swanwick

I could never determine whether Mr Million is really aware in that sense which would give him right to say, as he always has, 'I think' and 'I feel'. When I asked him about it he could only explain that he did not know the answer himself, that having no standard of comparison he could not be positive whether his own mental processes represented true consciousness or not; and I of course, could not know whether this answer represented the deepest meditation of a soul somehow alive in the dancing abstractions of the simulation (...)
G.Wolfe "The Fifth Head of Cerberus"

Fantastyka potrafi być wielka, rzecz oczywista dla każdego kto zetknął się z tytułami niesamowitymi, przesuwającymi granice tego co (nie)wyobrażalne, nie dającymi spokoju długo po przeczytaniu, piekielnie inspirującymi, zarażającymi trudnymi do pozbycia się ideami. Są po prostu powieści nie dające o sobie zapomnieć. Dlatego złożę w tej notce mój drobny hołd dla dwóch takich tytułów - "The Fifth Head of Cerberus" ("Piątej głowy Cerbera") Gene'a Wolfe i "Stations of the Tide" ("Stacji Przypływu") Micheala Swanwicka. Obie powieści można by od biedy próbować szufladkować do fantastyki eksploracyjnej, opisującej zetknięcia człowiek-Obcy, przystosowywanie pod wymagania człowieka odkrytych planet, rysujących mapy pozaziemskich terytoriów. Jednak zarówno Wolfe jak i Swanwick nie potrafią i nie chcą napisać oczywistych historii, nie interesuje ich to oczywiste, to co na wierzchu, fantastyczne standardy - nowe planety, wielkie technologie, epickie fabuły. O nie, wolą zbłądzić w bardzo niebezpieczne terytoria pamięci, wewnętrznych narracji tłumaczących otaczający świat, odczuwania "własnego ja", zderzać wielkie szczyty filozofii ze zwierzęcymi popędami, zafundować nam bolesną, ale fascynującą psychoanalizę w dżunglach wyimaginowanych światów.
Perspektywy Freuda i Junga, nietrafione naukowo, za to niezwykle pociągające filozoficznie i kulturowo (ostatnio odświeżone filmowo w "Niebezpiecznej terapii" Cronenberga) mogły by być jakimiś punktami wyjścia do interpretacji zarówno "Piątej głowy Cerbera" (sam tytuł zapewne zainteresowałby Sigmunda F., fascynata sztuki starożytnej i renesansowej), której pierwszą część napędza tragiczny konflikt syna z ojcem na enigmatycznej planecie Świętej Anny, jak i "Stacji Przypływów" gdzie bezimienny, niemalże wyzbyty ludzkich cech Urzędnik ze świata zewnętrznego zstępuje na Mirandę, dziką, szaloną i groźną planetę, która oczekuje na nadchodzący apokaliptycznych rozmiarów potop - Superego zderza się z rozszalałym Id. Zarówno Swanwicka jak i Wolfe fascynuje fakt, że pomimo wspaniałych technologii, możliwości tworzenia i zdobywania światów pozostają w nas samych terytoria dzikie, niebezpieczne, nieoznaczone, te które tłumaczymy naszą zwierzęcością, biologią, magią. A są to chyba światy bardziej niesamowite niż najbardziej odległe układy gwiezdne.

Had I the power, I'd begin demolishing worlds today. (...) I'd tear the stars themselves apart and in their place build something worth seeing .
M.Swanwick "Stations of the Tide"

W obu powieściach jest też jakieś zetknięcie z jungowskim cieniem personalnym, odrażającym ciemnym Obcym tkwiącym w naszej duszy - u Wolfe to zaraźliwa i zakazana hipoteza, że mieszkańcami kolonii na planecie Świętej Anny wcale nie są ludzie, ale obcy którzy nauczyli się idealnej mimikry i tak bardzo stali się ludźmi, że noszą w sobie wielki lęk, że są obcymi podszywającymi się pod ludzi, więc przez lęk przed samym sobą stają się coraz bardziej ludzcy (i tak reductio ad infinitum, cały Wolfe), u Swanwicka to odkrycie głównego bohatera, że ścigając anarchistę, bioinżyniera, szalonego maga Gregoriana sam zaczyna coraz bardziej przypominać swojego wroga, podzielać jego szaleństwo, każdy krok na powierzchni Mirandy przemienia jego duszę. Kosmiczna odmiana conradowskiego "Jądra Ciemności".
Ale czy są to słuszne drogi do rozumienia tych powieści? Pisarz Adam Roberts w świetnym wstępie do "The Fifth Head..." stawia kolejne hipotezy - u Wolfe to czytelnik jest prawdopodobnie jednym z bohaterów, jest tytułową piątą głową mitycznego strażnika Hadesu(ale przecież był on trzygłowy? skąd dwie dodatkowe?), musi zmierzyć się ze swoją własną obcością, przebrnąć przez ciemność, uczestniczyć w katabazie, a książka jest otwartym pytaniem o sens, na które może znaleźć wiele odpowiedzi. U Swanwicka można by doszukiwać się alchemicznej dwoistości natury - na planecie Miranda, którą co kilkadziesiąt lat całkowicie zalewają biblijnych rozmiarów powodzie, każdy organizm wykształcił conajmniej kilka możliwych form życia, aby odrodzić się człowiek też musi zniszczyć swoją starą formę i z popiołów stworzyć nową... Magiczna symbolika, szamanizm, kulturowe archetypy u pisarzy s-f, w światach androidów, myślących maszyn, kosmicznych eksploracji? Dlaczego nie, jeśli czyta się takich Autorów.

Sometimes people ask why I got into this [puppett] business. I don't know. Usually I just say. Why would anyone want to play God? Make a face and shrug. But sometimes I think it's because I wanted to prove myself that other people exist. But we can't know that, can we? We can never really know.
M.Swanwick "Stations of the Tide"

Jeszcze kilka słów o konstrukcji tych książek, o stylu w jakim są napisane. Wolfe pisze swoim unikalnym "Głosem" (zapożyczam się bodajże u Silverberga), rozbuchanym, onirycznym, nielinearnym stylem, który przysporzył mu zapewne tylu "wyznawców", do których sam chyba coraz bardziej zaczynam się zaliczać. U Wolfe nigdy nie wiemy co zdarzy się na następnej stronie, gdzie ukryje detale pozwalające zrozumieć swoją powieść, kim do końca są jego bohaterowie, dokąd zmierzają te dziwne, "bizantyjskie" narracje. Swanwick też jest narratorem wybitnym, w wielu kwestiach przypominającym Wolfe, bawiącym się dygresjami, zagnieżdżonymi opowieściami, ukrywaniem sensów i częstującym Czytelnika bardzo nieoczywistym finałem. Dlatego trudno mówić tu o jakimkolwiek pojedynku między tymi powieściami - zestawiłem je dlatego, że pomiędzy tymi dwiema narracjami jest jakiś niebezpieczny magnetyzm, zbieżność filozoficznych i fantastyczno-naukowych poszukiwań, wędrówek w mrok ludzkiej psychiki - zmaganie się dusz z pragnieniami ciała, konflikt kulturowych znaczeń i magicznych obrzędów z technologiami zmieniającymi wszechświat, rozpaczliwe poszukiwania sensu i tożsamości, egzorcyzmowanie własnej przeszłości wśród więdnących, upadających rzeczywistości. Niebezpieczne, straszne, szalone, trudne do uchwycenia w kilku słowach opowieści. Należy czytać na własną odpowiedzialność! Narracje w pewien sposób podobne, ale zarazem odrębne, unikalne - bo o ile książki banalne, kiepskie są zawsze do siebie podobne, to książki wybitne są zawsze wybitne na swój własny sposób ;).

When we sing it is not the air that shakes. We shake extension; I am the song that all the Shadow childen sing, their thought when they think as one. Hold your hands before you thus, not touching. Now think of your hands gone. That is what we shake.
G. Wolfe "The Fifth Head of Cerberus"

W ramach atrakcji interaktywnych - bardzo sympatyczny wywiad z Michealem Swanwickiem:



PS. W następnym odcinku pozytywnie szalony Brytyjczyk i próba opisania mitologii Ameryki, snów o Ameryce, czyli naturalnie Neil Gaiman :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz